wtorek, 24 września 2013

Hellride 2 czyli "jestem na pierwszym*"

Po raz drugi zaatakowaliśmy półwysep. Pierwszy raz jechałem z Kubusiem dwa lata temu odcinek z Helu do Gdańska. Tym razem dorzuciliśmy sobie kilometrów, ile można bujać się w okolicy setki ;) i przejechaliśmy trasę Reda-Hel-Gdańsk. Odcinek Reda-Hel-Władysławowo dzielnie przepedałował z nami Małysz, który podwoił swój dzienny kilometraż na rowerze kończąc z wynikiem około 102 km - ode mnie wielki szacun! Ale może od początku....

Jak to jest, że na rower SundayBikers wstają o każdej porze, a do pracy mają problem? ;) Musimy sobie znaleźć inną pracę :) Mój budzik zadzwonił o 5:10. Po drodze zgarnąłem Jakuba oraz wykonałem kontrolny telefon do Małysza, który również wstał planowo. O 6:30 byliśmy już wszyscy w SKM w Gdańsku Głównym w kierunku Redy, o 7:31 osiodłaliśmy maszyny i udaliśmy się w drogę. Trasa zaplanowana była bocznymi szosami i ścieżkami rowerowymi także o 11:45 dotarliśmy na Hel. Jak Hel to i rybka, nie wiemy czy mrożona czy z porannego połowu, ale dorsz którego wszyscy zamówiliśmy smakował wyśmienicie. Obiad niczym u babci bo o godzinie 12:00 lecz picie nieco bardziej kaloryczne bo Specjalne, a nie kompot z wiśni ;) W wybranym przez nas miejscu na obiad mają ciekawe podejście do klienta: zamawiając zestaw w postaci zupy (do wyboru dwie) oraz tzw drugiego dania, gdy klient nie powie jaką zupę chce obsługa uznaje to za rezygnację z niej. Czemu nie zapytają jaką zupę wybieramy? Dlaczego nie odliczą jej od rachunku? Nie wiemy, upomnieliśmy się o zupę której nie dostaliśmy i zjedliśmy duży dwudaniowy obiad w dobrej cenie. No dobra... zupa była średnia :P


O godzinie 13:00 ruszyliśmy w drogę powrotną, nieco lżejszym tempem bo aż do Władka wiał nam wmordewind. Jak już pisałem wyżej Małysz rozstał się z nami we Władysławowie zapowiadając, że następnym razem atakuje 150 km jednego dnia :) W drodze powrotnej odkryliśmy, ścieżkę rowerową wokół Pucka, która polami wyprowadziła nas do Rzucewa, następnie przez Kosakowo i Pogórze dotarliśmy do znanych nam rejonów. W Gdańsku Głównym zameldowaliśmy się przed 21:00 na kawie u Małyszów :)

*jestem na pierwszym - takimi słowami przywitał mnie Jakbu gdy go budziłem o 5:35, biedak nie pamiętał tego nawet...takie są skutki powrotu z imprezy o 4:00 i pójścia na rower - drugi szacun tego dnia!