środa, 11 grudnia 2013
piątek, 15 listopada 2013
O czyszczeniu butów spd kilka słów
sobota, 2 listopada 2013
U Wielkiego Mistrza
Wyjazd odbył się jakieś 3 godziny później, niż zaplanowano...ale to chyba nic nowego. Pogoda była wybitnie niezachęcająca do spacerów. Ale przecież nie szliśmy na spacer - dobre ciuchy i można jechać. Z Gdańska wskoczyliśmy na Szlak Mennonitów. Po drodze mijaliśmy piękną zabudowę żuławską - spichlerze, dworki i domki podcieniowe.
Do Tczewa trasa przebiegała gładko, choć mokro. Przy okazji mamy potwierdzony wygodny rowerowy dojazd do Tczewa. Po przekroczeniu Wisły czekała nas szeroka, wygodna krajówka, chociaż przy 15 kilometrowym, prostym odcinku można zasnąć za kierownicą. Zatankowaliśmy na stacji benzynowej i do Malborka już tylko kawałek. Sweet focia pod zamkiem i lecimy dalej.
Zauważalna jest zmiana krajobrazu. Z płaskich pól Żuław, przenosimy się w zalesione pagórki i łąki. W jesiennej atmosferze wygląda to naprawdę przepięknie.
I teraz clou wyprawy. Kilkanaście kilometrów przed granicą województw Jakuba zabiła kałuża wespół z brukiem. O szczegółach nie ma co, wystarczy, że z rozwalonym nadgarstkiem jedzie się kiepsko. Odpuszczamy Elbląg i z ciężkim sercem turlamy się do Malborka na pociąg do domu. Mogę Wam powiedzieć, że naprawdę ciężko zmienia się przerzutki jedną ręką. Na peron wpadamy w ostatnim momencie i do Gdańska na tarczy wracamy ok. 19.
Trasa jeszcze do zrobienia - chyba pojedziemy z drugiej strony, żeby było ciekawiej ;). Nadgarstek Kuby po prawie 4 godzinach imprezy na SORze okazał się tylko stłuczony, także kamień z serca... a że zrobiliśmy tylko 100km, no cóż, zdarza się. Przynajmniej nie wracaliśmy w nocy.
sobota, 12 października 2013
Na wschód od Edenu.
Tym razem względnie wyspani, także mieliśmy tylko 30 minut opóźnienia na starcie. Wyruszyliśmy o 7 rano z Gdańska. Było.. zimno. Na szczęście pouzupełnialiśmy ostatnio garderobę, więc byliśmy przygotowani nawet na -10. Chociaż przeprawa promowa w Świbnie dała się nam mocno we znaki.
Cała trasa właściwie płaska, z wyjątkiem ostatniego fragmentu od Kątów Rybackich i dalej, w okolicy Krynicy Morskiej. Tam czekały nas krótkie podjazdy i zjazdy, ale jak wiadomo Sandały uwielbiają górki. Pod sam pas graniczny nie dotarliśmy - ślepa uliczka najdalej wysunięta na wschód była dla nas wystarczająca.
W mijanych miejscowościach wyraźnie widać ich turystyczny charakter. Świeciły pustkami. Mimo tego bez problemu znaleźliśmy knajpkę w Krynicy Morskiej dla obiadowego uzupełnienia kalorii.
Droga powrotna upłynęła nam na hamowaniu himalajskich zapędów Radzia do wykręcania średniej odcinkowej 27 km/h - Kędzior skupiał się w tym czasie na robieniu życiówki, a ja na pilnowaniu swojej kontuzjowanej kostki, żeby za głośno nie piszczała. Mimo tych drobnych wszak przeszkód uważam, że wynik trasy ze średnią powyżej 18 km/h był zadowalający.
Sandały w szczytowej formie - na potwierdzenie podam, że tegoż samego dnia wieczorna impreza przeciągnęła nam się do 5 rano.
Wschód załatwiony, północ i południe też. Zaczynają nam się powoli kończyć pobliskie trasy - chyba trzeba zwiększyć dystanse...
Kubuś.
wtorek, 24 września 2013
Hellride 2 czyli "jestem na pierwszym*"
*jestem na pierwszym - takimi słowami przywitał mnie Jakbu gdy go budziłem o 5:35, biedak nie pamiętał tego nawet...takie są skutki powrotu z imprezy o 4:00 i pójścia na rower - drugi szacun tego dnia!
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Szklarska Poręba 2013 - relacja z wyprawy
Dzień pierwszy - "droga długa jest"
Następnie przesiadka do Poznania, by następnie ruszyć do Wrocławia. Do Wrocka docieramy z pół godzinnym opóźnieniem co daje nam tylko półtorej godziny czekania na kolejny pociąg. Wsiadamy więc na rowery i pedałujemy na rynek.
Dzień drugi - rozgrzewka
Dzień trzeci - wyprawa do Czech
Pierwszym miejscem jakie odwiedzamy jest mały pub, w którym raczymy się piwem czy dwoma i po dwóch godzinach ruszamy pod skoczenie narciarskie i następnie na szlak. Trasę musieliśmy zmodyfikować lecz wracamy na szlak. Po 10 km rowerowej wspinaczki czekała na nas nagroda :) Zjazd, na którym rozpędziliśmy się do magicznych 63,5 km/h Hell yeah! Dobrze, że zboczyliśmy z trasy, dobrze że nie podjeżdżaliśmy tego odcina, to nic że obcięliśmy około 3 km szlaku, było warto!
Dzień czwarty - pętla wokół Szklarskiej Poręby
Dzień piąty - dwie pętle
Dzień szósty - wracamy do domu
Następnie zmieniamy lokal na park przy dworcu PKP, gdzie już tylko 4 godziny do odjazdu pociągu....
Podsumowanie
Niestety w pamięć zapadło mi kombinowanie przejazdu PKP, wniosek jaki nasuwa mi się po powrocie to:
Kędzior:
Podział dotyczący wyjazdu uważam za sprawiedliwy... zająłem się noclegiem. Jedyna rzecz jaka sprawiła trudności to decyzja Radka - gdzie w końcu jedziemy!!?? :)
Początek był trudny, przejazd z sakwami do schroniska był, nazwijmy to, dość wyczerpujący. Nie wspomnę o paru chwilach, gdy mięsem rzucałem na lewo i prawo. Następne dni to już tylko ból mięśni ud i tyłka! Trzeciego dnia zmuszony byłem do zakupu spodenek z pampersem - polecam, załorzyłem i jakbym na kanapę usiadł!
Ale o tym wszystkim i tak można zapomnieć! Każdego dnia widzieliśmy coś innego, tj. trasa, nawierzchnia, kąt nachylenia podjazdów i zjazdów. Osobiście zakochałem się w trasach "wymagających technicznie", bo podjazd pod górkę zwykłą drogą stał się nudny! Gorąco zachęcam do wykorzystania rowerów MTB zgodnie z przeznaczeniem, czyli W GÓRACH!!
sobota, 27 lipca 2013
Szklarska Poręba - nadjeżdżamy!
...
Tym czasem czas choć trochę pospać, pobudka o 3:00.
czwartek, 25 lipca 2013
Niedzielni rowerzyści
poniedziałek, 15 lipca 2013
Pierwsze kroki...
piątek, 12 lipca 2013
Druga czaszka, czyli o kasku ostrzeżenie
W świetle tego, co ostatnio słychać i widać, postanowiłem Wam pokazać, jak ważne jest jeżdżenie w kasku. Wiele osób uważa, że to bezsensowne, bo jeżdżą nieczęsto i powoli.
Jakiś czas temu czytaliśmy o rowerzyście, który w Gdyni obił sobie głowę i złamał obojczyk.
Dla przykładu, w zeszłym tygodniu rowerzyście jadącemu przede mną drogę przeciął samochód. Kierowca musiał go nie zauważyć. Rowerzysta przeleciał z rowerem przez maskę, rozbijając głową (w kasku) przednią szybę w pajęczynkę. Na tym odcinku Kartuskiej na liczniku ok. 30km/h.
Jeżeli rowerzysta jedzie 15km/h, to przy wadze 60kg takie uderzenie w szybę głową to siła ok. 2500 N. Jest to średnia siła, z jaką uderza półkilogramowy młotek w gwoździa. Przy 30km/h kolesia w głowe trafia kilogramowy młotek. Nic przyjemnego ani bezpiecznego.
Dlatego też Ci, którym się potem fryzura nie układa albo im gorąco, niech sobie dalej jeżdżą bez kasku. Ja wolę swoją makówkę jeszcze trochę poużywać.
poniedziałek, 27 maja 2013
Weekend w Borach
Kuba w okienku kasy biletowej PKP Kaliska |
sobota, 18 maja 2013
Pęknięta guma - czyli dlaczego warto być przezornym
bez okularów |
ten sam kadr zrobiony przez żółte okulary |
piątek, 17 maja 2013
„Jazda z celem – czyli rowerowy geocaching”
Przy wypadach dłuższych, tych całodniowych czy nawet z nocowaniem, nie mamy większego problemu z celem. Jedziemy zrobić trasę, nabić kilometry, dojechać w ciekawe miejsce, coś zwiedzić, zobaczyć, rozpalić ognicho nad jeziorkiem …
A co jeśli wracamy z pracy po południu, albo w niedzielny ranek mamy tylko 2 godzinki na rower – bo potem trzeba iść na mecz albo z żoną na spacer ? Bierzemy rower, wychodzimy z domu i … No właśnie. Możemy po prostu kolejny raz z robić podobną pętlę po okolicznym lesie czy ścieżkach rowerowych i po prostu wrócić do domu … Ale nie musimy !
Tu właśnie chciałbym zaproponować połączenie dwóch moich sposobów na spędzenie resztek wolnego czasu, które mi zostały, czyli roweru i geocachingu.
Mówiąc w wielkim skrócie, geocaching to ogólnoświatowa zabawa, polegająca na poszukiwaniu we wszelkim terenie „skrzynek”, ukrytych wcześniej przez innych uczestników zabawy. Skrzynki są opisane i oznaczone na mapach w specjalnych serwisach. Po znalezieniu skrzynki wpisujemy się w książeczce znajdującej się w środku, oraz rejestrujemy fakt w serwisie. Dodatkową atrakcją jest możliwość wymiany drobnych fantów znajdujących się w części skrzynek (tych większych rozmiarami).
Skrzynki w 90 % przypadków są ukrywane w ciekawych miejscach atrakcyjnych turystycznie, historycznie lub widokowo.
W naszej okolicy (trójmiasto, miasto i lasy) ilość takich miejsc ze skrzynkami liczona jest w setkach, a do większości z nich da się bez problemu dojechać rowerem.
Sądzę, że może być to ciekawa alternatywa na krótkie wypady po okolicy, jak również jeden z celów dłuższych wypadów po za trójmiasto – gdzie na Kaszubach, Kociewiu, Wybrzeżu i całej Polsce takich skrzynek znajduje się naprawdę wiele.
Niebawem przygotuję propozycję pierwszego, testowego wypadu rowerowo – poszukiwawczego, żeby w praktyce pokazać to, co starałem się tu opisać.
Do tego czasu zachęcam do przejrzenia strony www.opencaching.pl gdzie znajdują się wszelkie informacje o geocachingu oraz MAPA SKRZYNEK. Zajrzyjcie i przekonajcie się na własne oczy ile ciekawych miejsc do odwiedzenia jest w naszej okolicy.
Pozdrawiam
Małysz
poniedziałek, 13 maja 2013
Bornholm 2013 - relacja z wyprawy
Dzień pierwszy - wyjeżdżamy z Gdańska
Dzień drugi - płyniemy na Bornholm
Dzień trzeci - pierwsza zimna noc
Dzień czwarty - z toalety korzystać Wam nie wolno, płacicie normalnie
Dzień piąty - swoje smakuje najlepiej
Dzień szósty - słoneczny dzień
Dzień siódmy - wracamy do Gdańska
Podsumowanie
zdjęcia na facebooku
Dzień drugi - płyniemy na Bornholm
Dzień trzeci - pierwsza zimna noc
Dzień czwarty - z toalety korzystać Wam nie wolno, płacicie normalnie
Dzień piąty - swoje smakuje najlepiej
Dzień szósty - słoneczny dzień
Podsumowanie
więcej zdjęć na naszym profilu na facebooku
Za pomoc i wsparcie dziękujemy:
mamie Radka i Marcie za prognozę pogody w wersji sms
Tomaszowi za wojskowe racje żywieniowe ;)
Firmom Bayer i Żołądkowej Gorzkiej deLuxe za leki przeciw objawom grypy
Emi za dżem wiśniowy i kabanosy
Byniowi za garmina, dzięki któremu mamy piękne tracki