wtorek, 17 maja 2016

Kaszubska Włóczęga 2016 - relacja


Rowerowy rajd na orientację? Czemu nie, do tej pory nasze rowerowanie skupiało się głównie wokół własnych tras wyznaczonych wcześniej w domu lub eksploracji nowych leśnych ścieżek. Jakiś czas temu w Marcina głowie zrodził się pomysł startu w rajdzie na orientację Kaszubska Włóczęga

Sama formuła rajdu jest nam dobrze znana. Każdy z nas ma na swoim koncie liczne starty w pieszych rajdach z mapą lecz nigdy do tej pory nie łączyliśmy mapy i roweru.

Wybraliśmy start na trasie o długości 50 km. Dystans liczony przez budowniczych tras po najkrótszych drogach więc od umiejętności nawigacyjnych zależy ostateczna długość trasy. Zanim postawiliśmy koła na linii startu musieliśmy na niego dotrzeć co tym razem sprawiło nam wiele uśmiechu na twarzy :)

Rozważaliśmy trzy opcje transportu:

  • pociągiem - tu było ryzyko, że więcej osób wybierze tą drogę i podczas przesiadki w Tczewie konduktor nie wpuści wszystkich do drugiego pociągu,
  • pociągiem & rowerem - na wypadek jakbyśmy jednak w Tczewie nie dostali się do pociągu czekałoby nas 50 km jazdy rowerem,
  • samochodem.
Wybraliśmy opcję trzecią, również z racji wyjazdu z Gdańska dopiero o godzinie 19:30.

Trzy osoby, trzy rowery, jeden osobowy samochód. Nie do końca zgodnie z przepisami, bo z lekko zasłoniętą tablicą rejestracyjną ruszyliśmy ku przygodzie :D


Nasza przygoda zaczęła się już na trasie. 30 km od domu w drodze do Ocypla, gdzie odbywała się tegoroczna włóczęga czekał nas przymusowy postój.W naszym pędzidle podczas wyprzedzania odpadła środkowa część tłumika :/

Szczęście w nieszczęściu, podczas próby podwiązania tłumiku przy pomocy druty zatrzymał się obok nas Piotr, wtedy był jeszcze obcą dla nas osobą, której imienia nie znaliśmy. Przez chwile przypatrywał się co wyprawiamy po czym zapytał gdzie jedziemy, co się stało i zaproponował nam swoją pomoc.
Tego się nie spodziewaliśmy! Trafiliśmy na mechanika, którego warsztat był 50 metrów od drogi, miał podnośnik, spawarkę i umiejętności! Mega fart dla nas! Miło, że są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie! Podczas naprawy okazało się, że Piotr także jest rowerzystą i gdyby wcześniej wiedział o rajdzie na który jechaliśmy również stawiłby się na linii startu.


Pospawani i już bez sportowego dźwięku ruszyliśmy w dalszą podróż :)

Po dotarciu do do bazy rajdu odebraliśmy klucz od domku, zjedliśmy szybką kolację i po długiej rozmowie o życiu i śmierci poszliśmy spać. Oczywiście nie obyło się bez toastu za 400setną fankę, o którym pisaliśmy w dniu wyjazdu :)


Sobotni poranek zaczęliśmy pobudką o godzinie 8:30. Nie chciało nam się wstawać, ale emocje ze zbliżającego się rajdu szybko postawiły nas na nogi. Odprawa, komunikaty startowe, szkolenie z mapy i start!

O 10:30 odebraliśmy mapy oraz kartę startową. Garmin wylądował w plecaku i służył tylko do zapisu tracka, który po powrocie pięknie zaprezentował się na mapie, ale o tym później.


Trasa wymagała odnalezienia i potwierdzenia 14 punktów, które zlokalizowane były na pomostach, rowach, mostach, wieży ciśnień i innych malowniczych, charakterystycznych i ciekawych miejscach kociewskiej okolicy. Lecz po kolei.

Kilka pierwszych minut po otrzymaniu mapy poświęciliśmy na zapoznanie się z nią i ustalenie kolejności zdobywania punktów.

Na samym początku trasy nie byliśmy do końca pewni siebie. Co prawda wiele lat spędzonych w harcerstwie i na różnych rajdach sprawiły, że wiedzieliśmy co to mapa i jak wszystko działa. Niemniej ostatnimi czasy, papierową mapę zastępują nam różnego rodzaju urządzenia, które niestety "myślą" za nas.

Przez to, chcąc trochę przekombinować, już na pierwszym kilometrze napotkaliśmy na leśnym skrócie płot i trzeba było kawałek zawrócić. Na pocieszenie i małe usprawiedliwienie wraz z nami od płotu wracało kilka innych ekip.

Po początkowej przygodzie, z każdym metrem szło już coraz lepiej. Pierwsze dwa punkty odnaleźliśmy dość szybko. Były one łatwe do znalezienia. Pierwszy na ścieżce kładce, drugi na pozostałościach pomostu nad jeziorem. Pomost w bardzo kiepskim stanie, jedynie Radek zdecydował się na niego wejść.

Kolejne doświadczenie zdobyliśmy przy trzecim odwiedzonym punkcie. Po pierwsze znów chcieliśmy przekombinować, wybierając mało przejezdny skrót, zamiast wybrać niewiele dłuższą, ale równą i szeroką drogę. Na samym punkcie po raz pierwszy natknęliśmy się na "stowarzysza". Pierwotnie potwierdzony punkt okazał się nie być punktem mylnym. Na spokojnie przeanalizowaliśmy mapę, ukształtowanie terenu i opis punktu, co doprowadziło do odnalezienia właściwego.

Trasa do kolejnego punktu była szybka i przyjemna. Nadgoniliśmy stracony czas na szukanie tamy bobrów z punktu poprzedniego. Sam punkt zlokalizowany był na podmokłej łące, gdzie znów chwila na zastanowienie, który punkt jest tym właściwym. Na szczęście tym razem dajemy sobie czas na zastanowienie i nie potwierdzanie "byle jakiego punktu na karcie kontrolnej".


Następne dwa punkty chyba nikomu nie sprawiły problemu. Pierwszy dokładnie przy trasie, na małym przepuście, kolejny "zadaniowy" przy kościele w Kasparusie.

Kolejny fragment trasy ponownie pozwolił nadrobić trochę czasu dzięki prostej, asfaltowej drodze. Ze znalezieniem punktu znów nie było problemów. Przy skręcie na ścieżkę do punktu napotkaliśmy kilka innych ekip. Punkt położony bardzo malowniczo, na końcu małego jeziorka, w ruinach starego młyna.

Jedyny minus to konieczność przedzierania się przez dość wysokie pokrzywy, co w krótkich spodenkach nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych.

W tym momencie trasa zrobiła się trudniejsza, szeroka do tej pory droga, zaczęła być coraz bardziej wąska i piaszczysta, a skręty w kolejne drogi nie aż tak oczywiste jak do tej pory. Jednak i z tym udało się nam poradzić. Przy kolejnym punkcie znów spotykamy sporą grupę rowerzystów. Sam punkt, zlokalizowany był na starorzeczu, do którego prowadziły dwie drogi. Pierwsza przez rzekę po spróchniałej kłodzie, druga przez dość bagnistą łąkę. Ostatecznie Radek zadecydował o wyborze drugiej opcji i przez kilkanaście minut przedzierał się, wraz z kilkoma innymi osobami, przez moczary. Skutek, jeden upadek i mokre buty, ale udało się i na karcie kontrolnej mieliśmy potwierdzony kolejny punkt!


Przed ruszeniem w dalszą drogę, ustaliliśmy, iż w tym momencie rezygnujemy z jazdy do punktu numer 10, gdyż istniało prawdopodobieństwo nie wyrobienia się w regulaminowym czasie.

Droga do kolejnego punktu to druga (i ostatnia) nasza pomyłka nawigacyjna na trasie. Przez pośpiech i nieuwagę, ominęliśmy jeden ze skrętów i zafundowaliśmy sobie drogę bardziej zapiaszczonymi ścieżkami.

Po zdobyciu kolejnego punktu, zlokalizowanego przy pomniku przyrody, wyjechaliśmy do miejscowości Wda. Tam dokupiliśmy wodę i patrząc na zegarek, zrezygnowaliśmy z kolejnego punktu oznaczonego numerem 6.

Po kilkunastu minutach, na 30 minut przed końcem regulaminowego czasu, docieramy do punktu na wiadukcie nieczynnej trasy kolejowej. Tam inna ekipa namówiła nas do zboczenia z zaplanowanej trasy i zdobycie jeszcze punktu numer 8 na starym moście kolejowym około 1 km dalej. Pierwotnie z braku czasu również tam nie planowaliśmy jechać, jednak ostatecznie opłaciło się.

Na ostatni punkt i powrót do bazy zostało około 20 minut. Na szczęście nie musieliśmy szukać leśnych dróg, gdyż wzdłuż linii kolejowej biegła ścieżka, na której mogliśmy dość mocno się rozpędzić.



Ostatni punkt zdobyliśmy na kilkanaście minut przed końcem czasu przy wieży ciśnień nieopodal nieczynnej stacji kolejowej w Ocyplu. Z tego punktu kręcimy ile sił w nogach przez wieś do bazy.

Ostatecznie, zmęczeni ale bardzo szczęśliwi, na mecie zjawiliśmy się około 7 minut przed końcem regulaminowego czasu.


Krótkie podsumowanie:

Mapa wraz z naniesionym trackiem poniżej.
  • przejechaliśmy 37 km,
  • potwierdziliśmy 12 z 14 punktów kontrolnych,
  • dwa razy lekko zboczyliśmy z trasy,
  • na mecie stawiliśmy się 7 minut przed końcem wyznaczonego czasu,
  • zdobyliśmy 137 punktów,
  • zajęliśmy 9 miejsce na 21 ekip na TR50.

Nam się podobało i już czekamy na #KW2017 !

Organizacyjnie bomba, bez spiny, wszystko czytelnie, na czas, trasa dobrze wyznaczona, punkty na mapie oznaczone czytelnie, punkty stowarzyszone rozstawione rozsądnie (chociaż przy punkcie 5 mieliśmy małą zagadkę, który wybrać-wybraliśmy ten bliżej mostu).

Inne ekipy spotkane na trasie uśmiechnięte, wesołe i pogodne. Widać, że również przyjechały przede wszystkim miło spędzić czas, pobawić się z mapą w terenie i nieco popedałować.

Dziękujemy za organizację, świetną zabawę i pogodę, które dopisała wyśmienicie :)


0 komentarze:

Prześlij komentarz