wtorek, 7 kwietnia 2015

Zawsze, gdy wrócę z wyprawy rowerowej to...

Zawsze, gdy wrócę z wyprawy rowerowej czuję, że czeka mnie dużo pracy. Przygotowanie zdjęć, montaż filmu, spisanie relacji i podzielenie się tym, co przeżyłem.
Powoduje to, że z jednej strony myślami wciąż jestem na wyprawie, wspominam, cieszę się i myślę o tym jak było fajnie. Z drugiej strony czuję, że poganiam sam siebie i tracę to, co przeżyłem.

Tydzień temu wraz z Kubą wróciłem z wyprawy rowerowej organizowanej przez United-Cyclists pod nazwą Kreidler Deep Desert Expedition II, gdzie przemierzaliśmy piękne marokańskie pustynie.

Tą wyprawą rozpocząłem tegoroczny sezon jazd z sakwami, z grubej rury, bo przez dwa tygodnie pedałowałem w marokańskim słońcu, po pustyniach, niekiedy pod wiatr, próbowałem ominąć "magiczne" przebijacze dętek, nocowałem na środku pustyni pod rozgwieżdżonym niebem oraz w berberyjskich domach :) Lecz na podsumowanie wyprawy jest jeszcze dla mnie za wcześnie. Tym razem dałem sobie czas. Do dnia dzisiejszego nie ruszyłem nawet zdjęć. Rozpakowałem jedynie rzeczy, zrobiłem pranie i wyczyściłem sakwy. Rower wciąż pozostaje nieskręcony w kartonie. I wiecie co? Dobrze mi z tym :)

Co jakiś czas wpadają mi do głowy marokańskie wspominki, którymi dzielę się z najbliższymi, zapamiętuje i pewnie za jakiś czas przeleję je na bloga. Tym razem postanowiłem nie pędzić i dać czas przede wszystkim sobie, by na spokojnie zaaklimatyzować się do codzienności.