poniedziałek, 16 czerwca 2014

Prepare for the battle vol.1

"Norwegia sama się nie zrobi..."

W niedzielę 15 czerwca rozpoczęliśmy cykl treningów mających na celu przygotowanie nas do wyprawy (bitwy z wiatrem, wzniesieniami oraz fiordami) pt: "Sandały uderzają na północ!".


W sobotę Kuba przygotował trasę zakładającą przejechanie około 180 km, Gdańsk - Elbląg - Malbork - Tczew - Gdańsk. Osobiście, od samego początku, sceptycznie byłem nastawiony na kręcenie tak dużej ilości kilometrów i założyłem, że odcinek  z Tczewa do Gdańska przemierzymy siedząc w pociągu. Niestety (a może NA SZCZĘŚCIE) się pomyliłem...





Około godziny 09:00 wyruszyliśmy z Gdańska. Początek trasy znany, ponieważ robiliśmy go jadąc do miejscowości Piaski, jednakże w Jantarze odbiliśmy w kierunku SE tak, aby omijając główne drogi dotrzeć do Elbląga. W tym miejscu muszę podkreślić, że trasa okazała się być niemalże perfekcyjnie przygotowana, pod kołami naszych maszyn mieliśmy nie tylko asfalt, ale też błoto, szuter, jakieś zielsko oraz betonowe płyty - niestety nie zawsze równo poukładane. Co w konsekwencji odbiło się (dosłownie i w przenośni) na naszym samopoczuciu. W Elblągu spędziliśmy chwilę na rynku głównym wykonując telefony kontrolne do najbliższych i ruszyliśmy "na Malbork!".






Na trasie do Malborka napotkaliśmy przepiękne, malownicze miejsca, w których mogliśmy uzupełnić płyny i nie tylko. Szczególne chodzi mi o niedużą altankę nad stawem we wsi Oleśno, koło której czyhały trzy sztuki zwierzyny (zając, krowa i kurak).


W Malborku szybki obiad w postaci kebaba rollo oraz jeszcze szybsze selfi-panorama z Kaziem i w drogę...


... no i zaczęła się mordęga. Odcinek Malbork - Tczew, a właściwie aż do mostu nad Wisłą prowadzi dłuuuuuuga prosta. Był to najgorszy odcinek, ponieważ prowadził jedną z głównych dróg, więc co chwile mijał nas samochód, a do tego naprawdę była to bardzo długa prosta. Po dotarciu do Tczewa przyszedł KRYZYS! Dzięki lekkim namowom i mega wsparciu Radka i Kubusia nie odpuściłem, zrezygnowałem z wpakowania się do pociągu i powrotu do domu.

Za Tczewem wjechaliśmy na wał przeciwpowodziowy w celu uzupełnienia płynów. Krótka przerwa i czas już wracać. Celem niedzielnego treningu było przygotowanie się wyprawy - czyli asfalt! Ciekawym urozmaiceniem były OSy które niespodziewanie pojawiły się na trasie. Ale najciekawsze było przed nami.




Zjechaliśmy z drogi asfaltowej w mało uczęszczaną trasę biegnącą wzdłuż kanału. W tym przypadku przysłowie "Im dalej w las, tym więcej drzew" okazało się całkowicie trafne. Im dalej jechaliśmy, tym zarośla stawały się wyższe i gęstsze.

Gdy zatrzymaliśmy się zrobić jakieś fotki, okazało się, że coś nas zjada. Momentalnie na naszych ubraniach pojawiały się komary, które bez wahania wbijały w nas swoje kłujki.


Więc postaraliśmy się ruszyć dalej, choć nie było to takie proste. Chwasty okazały się na tyle gęste, że prędkość spadła, a podstawowym naszym celem było nie wywrócić się i nie ugrzęznąć. 


Po tym dość ciekawym odcinku wróciliśmy na "normalną" drogę i spokojnie lecieliśmy na Gdańsk.

Podsumowując: trasa MEGA!! Ciekawa, urozmaicona i długa. Mieliśmy szczęście, że pogoda dopisała i nikt nic sobie nie zrobił (patrz: U Wielkiego Mistrza). Jednocześnie mogę się pochwalić nowym rekordem życiowym. A jeśli ktoś chciałby wybrać się w tego typu wycieczkę to polecam Kubusia, który jak widać ma już dość wysokiego skill'a w tej dziedzinie.



Kędzior

0 komentarze:

Prześlij komentarz